JAK MNIE ZABIJESZ, BOŻE?

Myślę o tym wciąż i wciąż, nie mogę się uwolnić od napastliwych pasożytów umysłu, bo spoziera zza nich bezlitosna prawda: Urodziłem się z wyrokiem śmierci, wyrokiem wydanym przez Ciebie.

Oszczędziłeś mi, Boże, losu dotkniętych cierpieniem, nędzą i śmiercią od samego urodzenia. Dowiedziałem się, że mam Ci za to dziękować. Nie było śmierci w życiu moim i bliskich mi osób przez lata. Zaprojektowany przez Ciebie koniec istnienia wydawać mógł się bajką, gdyby nie to, że takim mnie stworzyłeś: rozumnym.

Rozumiem więc to, że chociaż jestem, to mnie nie było.

Chociaż istnieję, to mnie nie będzie.

Rozumiem i to, że stworzyłeś mój świat gigantycznym – nie jestem w stanie go ogarnąć, ani jednej planety na której żyję, ani nawet najbliższego otoczenia: układu planet wokół najbliższej gwiazdy. Wiem natomiast, jak wiele innych gwiazd jest dalej, jak układają się w jedno skupisko, jak wiele tych skupisk jest wszędzie dalej.

Stworzyłeś mój świat wielkim i przepięknym, ale nie dałeś mi możliwości, bym go doświadczył. Być może pomogłoby, gdybyś dał mi przysłowiową wędkę. Ale nie mam nawet tego – nie mam czasu, żeby zbudować te narzędzia. Kiedy Twój świat, Boże, istnieje 14 miliardów okresów, podczas których moja planeta okrąża swoją gwiazdę, mój czas na niej wynosi mniej niż 100 tych okresów.

Te liczby są trudne do wyobrażenia. Jeśli jedna mrówka waży pomiędzy 1-5miligramów, to ich milion ważyłby prawie 3 kilogramy. Ale miliard mrówek ważyłby ponad 3 tony. 14 miliardów mrówek ważyłyby 42 tony. To waga średniej wielkości samolotu. Moja długość życia to przy tym waga paru ziaren piasku.

Z czego większość tego czasu przesypiam. Sporą część rosnę i dojrzewam. I część jestem niedołężny.

Obdarzyłeś mnie rozumem, Boże, żebym zrozumiał, że moje życie w tym kontekście nie znaczy nic.

Obdarzyłeś mnie umiejętnością zauważenia świata, którego nigdy nie doświadczę.

Obdarzyłeś mnie ciałem, które odczuwa ból i empatią, żebym przeżywał ból innych.

Stworzyłeś mnie słabego, wątłego, nic nieznaczącego i obdarzyłeś wolną wolą, ale zamknąłeś w więzieniu materii, zmysłów, cierpienia i braku możliwości.

Mogę wierzyć, że istniejesz i że jest jakieś “potem” – po bólu, cierpieniu i paranoicznym strachu, którego doświadczę odchodząc, jeśli będę miał szczęście.

Bo – jak mnie zabijesz, Boże?

Czy będzie to moment, w wypadku, kiedy nawet nie poczuję, nie będę miał szansy zrozumieć, co się dzieje? Czy będzie to długa i nieznośna choroba, która może już mnie toczy, a może dopiero zacznie? Czy będę rozpadał się po kawałku, czy wyparuję w całości, zabity w bezsensownej wojnie innych cierpiących? Jaki jest Twój wielki plan, dotyczący mojego unicestwienia? Kiedy zabierzesz mnie tym, którzy mnie kochają? Czy wtedy, kiedy będziemy czuć szczęście, czy wtedy, kiedy będziemy zmęczeni bólem rozpadających się ciał?

Jestem na Twojej łasce – nie wybrałem tego. Sam mnie tu umieściłeś. Moja wiara nie jest szczera – wynika przecież ze strachu, że nie istniejesz Ty i nic poza Tobą. Czy to nazywasz właśnie wolną wolą, Boże? Czy kiedy patrzyłem w oczy mojego dziadka, który bał się umrzeć tak jak i ja się boję, ale ciało doprowadziło go do stanu, w którym skarżył się, że nie może umrzeć, to właśnie był Twój plan? Czy smutek i brak jaki wywołało jego odejście w rodzinie, jest Twoim zamiarem?

Czy jeśli istniejesz, to poczuję ulgę dlatego, że zaprojektowałeś ten świat dobrze, czy dlatego, że całe życie byłem trzymany w szachu przez własnego stworzyciela?

Jak mnie zabijesz, Boże? Pytam się, bo to, że stanie się to szybko, to pewne.

Bez względu na to, czy będzie to 40 czy 50 lat.

Leave a Comment

Skip to content