Wszyscy powariowali, że “Dark Matter” jest świetne. Kompletnie tego nie rozumiem.
Obejrzałem pierwsze trzy odcinki. I serio, ile można męczyć tego kotka? Wiecie, którego, tego z pudełka Schroedingera. Tego, co żyje i nie żyje w jednym momencie, dopóki nie sprawdzisz, jak jest. Tak, jak to jest z cząstkami. Bo wiecie, chodzi tutaj o…
…Mechanikę Kwantową, czyli o dwa słowa, przy których cały Hollywood dostaje wzwodu (ewentualnie robi się mokry, wybierzcie sobie sami). O tym właśnie jest ten serial: o potencjalnych rzeczywistościach wynikających z faktu, że podjęliśmy jakąś decyzję. Z tym, że o ile w mechanice kwantowej możliwe, że są to rzeczywistości teoretyczne, to bardziej filmowo będzie, żeby za każdym razem, kiedy podejmujemy decyzje, świat tak naprawdę się rozdwajał.
I co w tym złego? Nic. Absolutnie nic, to ekscytująca wizja. To z czym mam problem?
Bo wiecie, opowieść można przedstawić na dwa sposoby. I nie wiem, w którym świecie twórcy Dark Matter żyją, ale wybrali ten gorszy: serial po trzech odcinkach jest NUDNY JAK FLAKI Z OLEJEM.
Po pierwsze: niewiele się tam dzieje. Ot, główny bohater musi zdać sobie sprawę (i to nie będzie spoiler, bo to założenie całego serialu), że znalazł się w innym świecie. No i to się dzieje.
Przez pieprzone dwa godzinne odcinki!
Po drugie: wielkim twistem pierwszego odcinka jest to, KTO jest porywaczem głównego bohatera. Nawet czytając to zdanie i wiedząc o czym serial jest, już sam na pewno wpadłeś/aś na ten pomysł. Tak, to jest to o czym myślisz.
Po trzecie: założenia fabularne. Jeśli po 2 minutach pierwszego odcika wiesz, jak przebiegać będzie ścieżka głównego bohatera, oraz jego żony… no to nie jest to dobre. Bo cały serial będzie odhaczaniem kolejnych kamieni milowych.
Jednym słowem: NUDA.
Ale na Apple+ znalazłem zupełnie inny serial, traktujący z grubsza o tym samym. Nazywa się “Constellation” i zaczyna się tak:
- Matka i córka jadą zaśnieżoną drogą przez pustkowie i chyba przed czymś uciekają (?) – kobieta ma ze sobą jakąś dziwną tuleję z czymś co lekko świeci. Słucha czegoś, jakiegoś nagrania – kobieta mówi coś urywanym głosem po rosyjsku. Jej córka pyta się: Mamusiu, co ona mówi?
Ona mówi, że świat jest na odwrót – odpowiada matka i zamiast ustawić ciepło w samochodzie, zmniejsza temperaturę. - Ta sama kobieta jest na ISS, jest astronautką i rozmawia ze swoją córką w domu. Po czym coś wlatuje w stację, w kolejnej części odcinka to coś okaże się martwą astronautką z ZSRR.
Nic więcej nie powiem. Ale widzicie, tempo akcji i sposób podania historii jest zupełnie inny w “Constellation” – nie wiem, czy serial ten jest dobry. Wiem, że dotyka podobnych tematów, obejrzałem póki co również trzy odcinki i nie mogę doczekać się czwartego. W każdym dowiaduję się czegoś nowego i w każdym znajduje więcej i więcej pytań. To nie są szczyty storrytelingu, żeby tak zaprezentować historię, ale złapanie widza na “haczyk” działa. Zadanie właściwych pytań. Gra akcentem, jak wtedy, kiedy astronautka ściska odciętą rękę swojego kolegi…
Więcej nie powiem. Polecę natomiast “Constellation” – nie jako dobry serial, bo tego jeszcze nie wiem. Ale jako serial lepiej nakręcony, niż “Dark Matter”.