Tej historii nigdzie indziej nie usłyszycie, bo opowiedział mi ją mój brat, który ją przeżył.
Środek nocy. Okolice Krakowa. Nieoświetlona szosa. Srebrny opel leniwie połyka kolejne kilometry – para dwudziestoparolatków jedzie oglądać wschód słońca, gwiazdy. Mężczyzna jest młodym kierowcą, dla którego jazda jest pasją. Kobieta to jego narzeczona – Kinga. Oboje zafascynowani są unoszącym się na niebie światłem, które od pół godziny widoczne jest na niebie.
“To było jak samolot, który leci na wprost ciebie. Widzisz jego światła, są bardzo jasne” – relacjonuje mi później brat.
W odróżnieniu od samolotu, światło nie przelatuje nad samochodem, nad drogą – w ogóle się nie rusza. To znaczy – nie porusza się lecąc, bo czasem mruga i kiwa się na boki. Oboje, Rafał i Kinga, uważają to za dziwne. Czym światło może być – dronem? Może w oddali, w mroku znajduje się wieża radiowa?
W pewnym momencie mój brat zjeżdża w drogę wiodącą między polami. Wtedy zastyga. A Kinga zaczyna krzyczeć.
To co widzi, to biała postać, kucająca przed maską samochodu. Jest większa od normalnego człowieka, wydaje się być całkowicie biała, trzyma w dłoniach jakiś świecący przedmiot. Na długiej szyi dynda owalna głowa bez twarzy.
– Spierdalaj, spierdalaj! – krzyczy Kinga.
Rafałowi nie trzeba dwa razy powtarzać. Machinalnie, z przyzwyczajenia, rzuca okiem w lusterko, Kinga robi o samo – sama jest kierowcą. Oboje widzą to samo: drzewo.
Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że drzewa w tym miejscu nie ma, kiedy jakiś czas później w nocy dokonujemy dokumentacji, wyraźnie widać pnie po dawnej wycince.
Paręnaście minut później młodego zatrzymuje policja – funkcjonariusze są zdziwieni widząc kogoś o tej godzinie w okolicach Skały. Oboje młodzi opowiadają im o zjawisku, Rafał dmucha w “balonik”, ale ten nic nie wskazuje.
Jakiś czas później dzwonią do mnie, w kolejnych dniach oboje zdają relację, którą nagrywam i umieszczam w swoim archiwum. Parę miesięcy później dokumentujemy miejsce zdarzenia: chodzę obok stojącego tutaj krzyża, dwóch pni wyciętych drzew i obok miejsca, w którym znajdowała się postać: oprócz wgniecenia w drodze, nie ma tu krzaka, na którym mogłaby się zatrzymać foliowa siatka odbijająca światło, ani drzewa, ani znaku drogowego. Krzaki zaczynają się później, po innej stronie wiodącej przez pola drogi.
Jeśli ktokolwiek z Was ma informacje o jakiejś tragedii lub innym wydarzeniu w okolicy Skały i przydrożnego krzyża – będę wdzięczny za kontakt.