Wiecie, że w niebie nie unoszą się latające wyspy i miasta? Nie ma też wiedźm w lasach, w chatkach na kurzej nóżce, nie kupisz w sklepie butów, które przeniosą cię wiele kilometrów dalej, książę z bajki nie szuka cię z bucikiem. Mikołaj nie istnieje. Na mapie brak białych plam, każdy horyzont to złudzenie – Ziemia jest przecież kulą.
Różne mutacje historii o których mówimy, znajdziesz dzisiaj w kinie i w swoim własnym komputerze, ale nie masz złudzenia – tak jak i ja – że są fałszywe. Nadaliśmy im też nazwy; motywy, przenośnie, archetypy.
Wiesz o czym piszę, kiedy powiem, że świat jest zmierzony i zważony. Elfy, gnomy, wróżki i wąpierze są elementem rozrywki masowej i cynicznego podnoszenia zysków, a wszystko jest coraz bardziej niczym więcej jak przenośnią. Więcej – panuje ten trend, że wszystko MUSI być przeniesionymi problemami naszego świata. Jeśli męczy Cię poukładana rzeczywistość, nie uciekniesz w fantastykę, bo i tam znajdą Cię te same problemy świata, które znasz z życia od rana do wieczora. Nawet nie za bardzo ukryte w tej metaforze, bo w jakiś sposób zawsze w nich bywały, ale wywalone na wierzch jak cycki onlyfansiary; bez przyzwoitości, ładu i jakiegokolwiek smaku. Wszystko jest zaangażowane. Tabu przestało istnieć, zostało obdarte z całej tajemnicy, bo było toksyczne, więc wszystko co było tabu jest teraz nie tylko jawne, ale eksponowane. Co do tych cycków jeszcze; Zauważyłeś, że wszędzie jest seks?
To źle zauważyłeś. W krajach rozwiniętych bardzo dużo ludzi do późnego wieku seksu nie uprawia. W Japonii 34% osób w wieku 18-30 nigdy tego nie robiło. W Polsce podobno już jedna czwarta z nas też nie. Nikomu się nie chce. Nikt nie szuka. Wszyscy mają. Bo został znormalizowany, dla naszego dobra.
Ale wiesz, że boga nie ma? Nie chrześcijańskiego – żadnego. Boga sobie wymyśliliśmy, bo się baliśmy. Istnienia po śmierci też nie ma. Jest tu i teraz. Nie ma przeszłości, bo ta minęła, nie ma przyszłości, bo ta się nie wydarzyła. Nic nie determinuje Twojego losu poza tym, gdzie i kiedy się urodziłeś. To – i kolejne etapy przystosowawczo-środowiskowe sprawiają, że albo uzyskasz w życiu jakiś sukces, albo nawet nie znajdziesz partnera lub partnerki i nie przekażesz genów. Nie mówiąc o jakimkolwiek życiu na poziomie. Dobry start, albo szarpanina do śmierci; możesz mieć jedno.
Zresztą i tak wymieramy. Współczynnik dzietności w Polsce to jakiś żart, w takim Tarnowie na przykład w tym roku jest tylko 500 przedszkolaków, które muszą zostać zaopiekowane. Tarnów ma (jeszcze) troche ponad 100 000 mieszkańców. We Włocławku liczba urodzeń w 2024 spadła o kolejne 25%. Kolejne, powtarzam. A w Kłodzku jest afera, bo zamykają podstawówkę – za mało uczęszcza do niej dzieci, nie opłaca się. W gminie Chojnów w likwidacji są kolejne dwie. Ostatnio okazało się, że statystyki urodzeń ilustrują coraz bardziej tragiczny stan. A do 2035 roku w Polsce będzie o 9 milionów Polaków mniej. Przykryją nas Chińczycy? Nie, oni też wymierają. Niedawno znajomy opowiadał mi, jak poprzez wyliczenie wydanych szczepionek dla małych dzieci udało się wyliczyć, jaka jest dzietność w niegdysiejszym największym państwie świata. Jest dużo gorzej niż u nas.
Świat po pandemii to jakiś koszmar, wszystko drożeje. I nie ma się gdzie przed tym schować. Czasami chowasz się do własnej głowy, ale to też nie jest wyjście – mało kto o tym mówi, ale wiesz, że narasta epidemia zaburzeń psychicznych? Wiesz, że są tylko dwie grupy pacjentów – ci zdiagnozowani i ci jeszcze nie? Śmieszne, prawda?
A jak myślisz o przyszłości, to myślisz o zagadkach i ekscytacji, czy czujesz dziwny niepokój? Co nas zabije? Putin, Chińczycy, Trump? Kolejna pandemia? A jak już przeżyjesz do tej sześćdziesiątki (mężczyźni tylko „troszkę” dłużej w stosunku do kobiet, ale na szczęście szybciej umierają, więc nie będą się skarżyć długo), to wiesz, ile dostaniesz emerytury? Liczyłeś sobie? Bo ja tak. Zresztą, sytuacja na rynku i tak jest tragiczna, więc szykują się przerwy w życiorysie.
A wiesz, kto będzie się Tobą opiekował w szpitalu? Dzieci nie masz, więc nie rodzina. Nieliczne pielęgniarki będą w twoim wieku – już w wielu przypadkach są starymi kobietami dawno na emeryturze. Lekarze co lepsi wyjadą do lepszego życia. Gorsi? Już ich jest pełno – nie chcesz nawet wiedzieć ilu. Tak się skłąda, że trochę ich ostatnio spotkałem. Cociaż pewnie co jakiś czas słyszysz o różnych rzeczach. Ja też. I co? I nic.
Ile tak wytrzymasz? Jak długo będziesz umierać? Jak bolesne to będzie?
Sporo osób to w ogóle coraz częściej po prostu to wszystko kończy. Sporo siedzi wcześniej w depresji. Tej też mamy epidemię.
Pamiętaj, że żyjemy w najlepszym wieku w historii ludzkości. Nigdy nie było tak dobrze. Próbujesz o tym wszystkim nie myśleć, każdego dnia i każdej godziny, praca, Netflix, sen, praca, Netflix, sen. Wojenka w Internecie. Szybkie scrollowanie Instagrama przed śmier… snem. Praca. Netflix. Sen.
Ale to nie jest ucieczka. Nie masz dokąd uciec, bo nie ma już gdzie. Nie ma tajemnic. Za horyzontem nic nie czeka. Jesteśmy sami w bezmiernej pustce kosmosu, której nie jesteśmy w stanie pojąć, a nawet jeśli nie – nie ma szans, żeby ktoś nas odwiedził. Nawet tak nie myśl, bo po co ci takie rozważania. Po co ci fantazje. Ewentualności. Niejasności. Dociekania. Wszystko już jest policzone. Przez mądrzejszych i lepszych od ciebie. Tylko się ośmieszysz. Zresztą, spróbuj sam i poczuj, jak pali społeczne piętno.
Nie myśl o tym, że istnieją jakiekolwiek zagadki. No dobrze, jest parę, ale jesteś zbyt głupi, żeby się nimi zajmować. O tym, czym jest rzeczywistość, spekulować może Penrose, a nie ty.
Chciałbyś, żeby rzeczywistość była czymś więcej? Prawdopodobnie jesteś foliarzem i szurem. Nawet jeśli tylko rozważasz jakiekolwiek ewentualności. Zagadkami zajmują się inni. Myśleniem nad ewentualnościami też. Ty nie jesteś od tego.
A od czego jesteś? No przecież to już sam wiesz, co ja ci mam mówić.
Ale może – tylko może – człowiek (albo przynajmniej niektórzy) jednak potrzebuje czegoś więcej? Może nie po to, żeby we wszystko wierzyć w stu procentach – chociaż może część wybiera taką drogę, bo nie mogą wytrzymać zimnej pustki i beznadziei innego życia. Po to, żeby nie zwariować.
Może istnieje w nas – tak sobie myślę – jakaś eskapistyczna potrzeba, żeby rozważyć, że jest coś więcej w tym wszystkim. Dla spokoju ducha. Dla zdrowia psychiki. Być może do działania, potrzebujemy wizji. Pomysłu, że horyzont nie tylko istnieje, ale czeka na nas za nim coś, co jeszcze nie jest okryte. Coś magicznego, baśniowego i nieziemskiego. Może trochę strasznego, jak wszystko co nieznane, ale niesamowitego. Może jakiś pierwiastek magii, jakiejś mocy, która jeszcze jest nieodkryta. A może jest ktoś, kto nad nami czuwa. Może nie bóg, może są jacyś oni. Patrzą się na nas.
Bo może podświadomie czujemy, że wszyscy – na co dzień, od rana do wieczora, na każdym stanowisku, czy to śmieciarz, czy prezydent, tak naprawdę nie do końca wiemy co robimy. Trochę udajemy. Nie jesteśmy dorośli – nawet nie do końca wiemy co to znaczy. Nawet nie za bardzo kojarzymy, co to w ogóle znaczy, że jesteśmy, ani kim są ci „my”. Tak naprawdę wcale nie ogarniamy tej kuwety.
Może potrzebujemy bodźca. Niewiadomej. Tej twarzy na Marsie, która tak naprawdę nie jest twarzą. Tego kwadratu, który zapewne jest po prostu formacją skalną. Tych goblinów, duchów, elfów, które potem może stały się kosmitami. Tych tajnych baz w najbardziej niedosięgłych miejscach Ziemi. Może fajnie czasami jest pomyśleć, a może nawet uwierzyć, że dziadek, wujek, mama, tata wcale nie przestali istnieć, i już nigdy nie zaistnieją, tylko są gdzieś tam.
Może ktoś patrzy.
Może ktoś czuwa (to wcale nie musi być dobra perspektywa).
Może nie jesteś tylko rozpadającym się i psującym mięsem.
I może właśnie tego potrzebujesz, żeby ruszyć się z miejsca, tej współczesnej baśni, tego celu, jakim jest jałowy Mars, mimo, że jak słusznie przedstawił to parę razy na swoich prelekcjach kolega Istvan Vizvary, w sumie to nie ma sensu tam polecieć. A tym bardziej mieszkać.
Ale może właśnie potrzebujemy tam polecieć, żeby zobaczyć, że w jaskiniach Marsa nie ma Marsjan, i jest to w sumie mało przyjemne miejsce. I wtedy pomyśleć, że jeśli nie tam, to gdzieś indziej. A może kiedyś sami zrobić sobie „gdzieś indziej” a przy okazji poprawić tu i teraz.
Być może myśl, że potrzebujemy do tego wizji szalonego kolesia-szura nazywanego też faszystą, nie jest za bardzo komfortowa. Tylko, że to ten gościu jako jedyny sprawił tą właśnie wizją, porywając za sobą szalenie uzdolnionych ludzi, że statki kosmiczne same wracają na Ziemię z kosmosu i wgląda to trochę jak w tych baśniach sprzed dziesięcioleci, które wtedy zaczęliśmy sobie opowiadać, myśląc, że za chwile będziemy mieszkać na Księżycu. Ale potem ktoś racjonalny uznał, że krajobraz polityczny się zmienił i nigdy więcej tam nie wróciliśmy.
Dlaczego nikt wcześniej, z tych normalnych i racjonalnych osób, nie ruszył ludzi taką myślą, wskazując na mały, smutny czerwony punkcik w wielkiej zimnej pustce? Wiecie, ile razy każdy kolejny prezydent USA, oraz zarząd NASA za każdą kolejną kadencją, ujawniał datę wielkiego startu? Może po prostu zostali nam tylko szaleńcy?
Może właśnie tego potrzebujemy, żeby stawiać kolejne kroki naprzód, od rozwoju gatunku po wyjście rano z łóżka.
Potrzebujemy baśni.
—-
Jeśli wydaje ci się, że tekst nie jest krytyczną analizą, próżno szukać tutaj niuansów i innych perspektyw, jest też bardziej manifestem, niż esejem i jest bardzo emocjonalny i idealistyczy w przekazie, oraz często używam w nim generalizacji, to masz absolutną rację. Wiem co napisałem i teraz Ty również to wiesz.