17 marca 1920 roku Medjum, Teofil Modrzejewski – znany jako Franek Kluski – oraz osiem innych osób i pies, zamknęli się w pokoju w jednej z Warszawskich kamienic z zamiarem przywoływania zjaw należących do zmarłych.
To nie było pierwsze takie przedsięwzięcie, bo Franek Kluski w 1920 roku był już szeroko znanym medium (chociaż największy rozgłos miał jeszcze nadejść po serii badań naukowych przeprowadzonych w Paryżu, które zdawały się potwierdzać niesamowite zdarzenia, do jakich dochodziło w jego obecności).

Seans rozpoczęto 15 minut po pierwszej w nocy. W pokoju świeciła się czerwona lampka, oraz ekran potraktowany siarczanem cynku, aby dawał światło. Obok medium siedziało dwóch kontrolerów – osób, których zadaniem było zadbanie o unieruchomienie medium, aby wykluczyć możliwość oszustwa z jego strony. Puls Kluskiego wynosił 80 uderzeń na minutę. Dalej osoby, które brały udział w roli obserwatorów.
Kluski zdecydował się nie wpadać w trans, a razem z innymi osobami obserwować, co się będzie działo. Kilka minut po rozpoczęciu seansu zgasła sama z siebie czerwona lampa. Pies, z początku spokojny, zaczął nagle wykazywać duży niepokój. Chował się pod stół, potem wbiegł na środek pokoju gdzie kręcił się w kółko, skakał i wył, aż wypuszczono go z pokoju. Wtedy świecący ekran, na oczach wszystkich, uniósł się w powietrze.
To, co działo się później, wydarzało się w różnej formie tak wcześniej, jak i później na seansach spirytystycznych Kluskiego, było szeroko badane, komentowane na całym świecie i nikt – nawet tak cynicznie podchodzący do tematu jak Tadeusz Boy-Żeleński, nie był tego w stanie logicznie wytłumaczyć. Innym gościem seansów Kluskiego był również Piłsudzki, który także nie wiedział, jak wytłumaczyć to, co widział, inaczej, niż czymś z pogranicza.
Uczestnicy zobaczyli następujące po sobie, materializujące się w powietrzu twarze. Pomiędzy jedną i drugą materializacją, w pomieszczeniu widywane były ogniki i słyszane były stuknięcia i szmery. Pierwsza twarz uformowała się niewyraźnie, z obłoku białej materii, a uczestnicy seansu zażądali, żeby ta uformowała się w wyraźniejszy sposób, co też się stało: jej górna część wydawała się nieruchoma, jakby tekturowa, dolna zaś eksponowała czerwone, wąskie usta i wysuwający się z nich język. Następne twarze to kolejno:
– Twarz chińczyka z dużymi, skośnymi oczyma i wąsem,
– Twarz kobiety. Co ciekawe – niektórzy uczestnicy seansu odnieśli wrażenie, że twarz ta zmieniała się, najpierw była to zawieszona w powietrzu twarz staruszki, chwilę później młodej dziewczyny. Miała bardzo duże, czarna oczy i wystające kości policzkowe.
Za każdym razem, kiedy Medium żądał, żeby twarz zbliżyła się do niego, odczuwał wymierzone w siebie ciosy – coś biło go po głowie i plecach, a uczestnicy słyszeli klaśnięcia, jak uderzenia ciała o ciało. Niemniej, twarze posłusznie wykonywały polecenia.

Twarze dawały się oglądać dokładnie ze wszystkich stron, obracały się, żeby demonstrować „wdzięki”, a nawet reagowały na pytania. Uczestnicy pytali, czy twarze są wytworami ich wyobraźni i otrzymywali puknięcia formie potwierdzeń lub zaprzeczeń. W tym przypadku akurat – jedno puknięcie w formie zaprzeczenia.
„Czy jesteście astrale?” – trzy zdecydowane puknięcia oznaczające „tak”.
Pytania o to, czy forma w której się ukazują uzależniona jest od emocji i myśli gości, pozostały bez odpowiedzi.
Później uczestnicy zobaczyli, że nad ich głowami świecą się świetliste „ogniki” – kule światła, w powietrzy rozniósł się zapach ozonu, jak po burzy. Kule latały tu i ówdzie, czasami omiatając świetlistymi ogonami gości. Goście czuli również dotknięcia czegoś, kiedy światła te przechodziły koło ich ciał, lub przez nie.
To co działo się później, było jeszcze bardziej niesamowite: na leżącym na stole ekranie pojawiły się ręce bez ciała. Nieludzkie – chociaż o barwie ciała ludzkiego, to palec jednej z dłoni był naderwany i wisiał na czymś przypominającym nitkę. Dłonie te dawały się uczestnikom spotkania dotykać. Co znowu interesujące, to to, że zmieniały się i dostosowywały do każdego, kto się przed nimi pojawiał – raz była to dłoń prawa, raz lewa. Goście seansu uważali, że ręce te są nieludzkie w dotyku, lecz żywe – ciepłe. Gdy jeden z uczestników zapytał się, czemu na ręce nie ma pierścionka, ten znikąd nagle się na niej pojawił. Później pierścionek ten został włożony innemu uczestnikowi na palec, ale gdy chciano jej go zabrać, dłoń nagle rozpłynęła się w powietrzu na oczach wszystkich.
Medium zażądał od tego czegoś, aby przyniosło jabłko, a to pojawiło się na środku ekranu, jakby co dopiero zerwane – w pokoju zaś rozszedł się intensywny zapach jabłek. Jedna z uczestniczek seansu wyraziła wątpliwość, czy jabłko jest prawdziwe i w tej samej chwili poczuła, jak jest ono przyciskane do jej twarzy przez jakąś siłę.
Seans zakończył się, kiedy Kluski zażądał jeszcze od ducha grzebienia, a ten pojawił się na środku ekranu. Seans przerwany został trzydzieści minut po drugiej w nocy, kiedy zaświeciła się czerwona lampka i zaświecony został żyrandol. Medium miał bardzo słaby, ledwo wyczuwalny puls, a jego głowa i dłonie były bardzo rozgrzane.
Gdy uczestnicy seansu wychodzili później z mieszkania Kluskiego, troje z nich nad głową Kluskiego widziało poruszające się ogniki, a jeden z nich widać było w jego ustach.
To, co mnie interesuje szczególnie w tych relacjach, to zmienność zjawisk. Zauważcie proszę – to nie są niezmienne zjawy jakichś szczególnych zmarłych (chociaż takie też się na seansach pojawiały, jak przewijający się „człowiek pierwotny” lub duch „Indianki” (hinduski)). Zjawiska te płynnie dostosowują się do wymagań i sytuacji, jak dłonie, które raz są lewe, lub prawe. Lub pojawiające się w powietrzu twarze, dostosowujące się do wymagań publiki. Lub też pojawiający się pierścień.
Zauważcie też proszę i to: uczestnicy spotkania – wszyscy – widzą to samo zjawisko. Samo zjawisko nie jest ulotną, niematerialną marą, ale czymś co „materializuje się” – dosłownie, w przestrzeni, by rozmyć się w nicość.
Na tych i innych seansach Kluskiego pojawiają się też ogniki – świetliste kule, które zachowują się w przedziwny sposób, czasami układając się w dziwne figury (na jednym z seansów ułożyły się w wiszący nad widzami trójkąt).
Wnioski? Na te jeszcze za wcześnie, ale zapamiętajcie proszę te obserwacje.